Carol Ann Duffy

Naga kobieta stojąc

Sześć godzin za kilka franków.
Brzuch, sutki, tyłek w świetle okna,
On wysysa ze mnie kolor.
Bardziej w prawo, Madame.
I staraj się nie ruszać.
Będę przedstawiona analitycznie
i zawisnę w wielkich muzeach.
Burżuazja będzie gruchać
na widok portowej kurwy.
Nazywają to Art. Może.
On troszczy się o kolor i głębię.
Ja o następny posiłek.
Chudniesz, Madame. To nie jest dobre.
Moje piersi obwisły. W pracowni jest zimno.
Wyobrażam sobie jak Królowa Anglii
ogląda w galerii mą postać.
Wspaniała –  szepce przechodząc.
To mnie śmieszy.
Jego imię to Georges.
Mówią mi, że jest geniuszem.
Czasem się dekoncentruje
i sztywnieje na mój widok.
Posiada mnie na płótnie, kiedy raz po raz
wsadza pędzel w farbę. Mały człowieku,
nie stać cię na kunszt, który sprzedaję.
Oboje biedni, zarabiamy na życie
jak możemy. Pytam go czemu to robisz?
Bo muszę. Nie mam wyboru.
Nie mów. Mój śmiech go dezorientuje.
Ci artyści… traktują siebie zbyt poważnie.
W nocy zarabiam, racząc winem
i tańcem przy barze. Kiedy to skończy,
pokazuje mi z dumą, zapala papierosa.
Mówię: dwanaście franków i podaj mi szal.
To nie wygląda jak ja.

Anne Hathaway

„Swojej żonie daję moje drugie najlepsze łoże…”
(z testamentu Shakespeare’a)

Pełną planetą było nasze łoże:
ogrodów, zamków, świateł, gór i morza.
W poszukiwaniu pereł w nim nurkował,
polorem gwiazd spadały jego słowa
na te usta; to ciało dziś rym płochy
przy nim, echo, asonans; jego dotyk
Podmiotów, orzeczeń pieszczoty.
Nocą śniłam na łoża białych stronach
jego ręką napisany dla mnie romans
grany czuciem, zapachem i smakiem.
W innym, lepszym łożu ktoś chrapie
dryblując prozę. Słodką miłość w głowie
jak w trumnie obejmuję wdowiej
Jak on mnie w lepszego łoża grobie.